20091012

Stałe elementy strony w JavaScript

Wszystko po to, aby oczywiście ułatwić sobie życie a konkretniej zarządzanie stroną internetową. Na każdej witrynie są elementy, które nie zmieniają się. Tzw. elementy stałe. Są to np. top (logo, napis główny, hasło itp.), menu, stopka, reklamy… te bloki nie zmieniają się tak często jak treść, czasem w ogóle się nie zmieniają, wszystko zależy od działalności strony. Faktem jest jednak, że pewne elementy muszą być dostępne z każdego poziomu np. top. Rzadko zmieniamy nagłówek, logo strony a nawet, jeśli już to internauta musi widzieć zmiany na każdej podstronie. Podobnie jest z menu, kiedy dodamy nową kategorię powinna być ona widoczna wszędzie.

Kiedyś, dawno temu sprawę elementów stałych załatwiano po prostu w HTML. Konkretniej chodzi o ramki wbudowane lub też podziały stron. Jest to metoda stara i niepraktyczna choćby ze względu na pozycjonowanie.

Z pomocą przychodzi JavaScript, język skryptowy, przetwarzany po stronie klienta. Można problem rozwiązać też dzięki PHP i funkcjom include lub require.

Przedstawię tutaj jednak metody oparte na JS, ze względu na przetwarzanie po stronie klienta a co za tym idzie praktyczność w testowaniu i ogólnodostępność.

Każda współczesna przeglądarka jest w stanie przetworzyć skrypt i wykonać go.



Na przykładzie prostej struktury strony postaram się przedstawić idee rozwiązania.

<html>

<head>
<title>Stałe elementy strony</title>

<style type="text/css">
body {
font-size: 10pt;
font-family: arial;
}

td {
border-bottom: 1px solid #999999;
}
</style>

</head>

<body>
<center>
<table border="0" style="border-collapse: collapse;" width="800px" >
<tr>
<td width="100%" colspan="2">


<script type="text/javascript" src="logo.js"></script>

<br>
<br>
<br>
</td>
</tr>
<tr>
<td width="30%">


<script type="text/javascript" src="menu.js"></script>


<br>
<br>
<br>
<br>
<br>
<br>
<br>
<br>
<br>
<br>
<br>
<br>

</td>
<td width="70%"><small>tresc zależna od podstrony</small></td>
</tr>
<tr>
<td width="100%" colspan="2">


<script type="text/javascript" src="stopka.js"></script>



</td>
</tr>
</table>
</center>
</body>

</html>




Powyższy kod HTML, to prosta strona, do której załączone są pliki z rozszerzeniem *.js Pliki JS zawierają skrypt JavaScript


<script type="text/javascript" src="stopka.js"></script>


W znaczniku SCRIPT umieszczamy atrybuty TYPE oraz SRC. Wartość pierwszego to typ skryptu, czyli w tym wypadku TEXT/JAVASCRIPT. W SRC, czyli source (źródło) podajemu ścieżkę do pliku zawierającego skrypt JS.

Skrypt po przetworzeniu będzie wyświetlany dokładnie tam, gdzie został załączony.


A co w pliku JS?

W omawianym przykładzie załączane są pliki: logo.js, menu.js, stopka.js

Ogólnie, jak chyba wiadomo w plikach tych umieszczamy, to co chcemy, aby zostało wyświetlone w danym miejscu strony.

Tak więc:

logo.js


document.write("<h1><a href='index.html' title='Tytuł strony' alt='Tytuł strony'>Tytuł strony, top, logo</a></h1>");


menu.js



document.write("<h4>menu</h4><a href='zakladka.html' title='Zakładka' alt='Zakładka'>Zakładka</a><br><a href='zakladka2.html' title='Zakładka 2' alt='Zakładka 2'>Zakładka 2</a><br><a href='zakladka3.html' title='Zakładka 3' alt='Zakładka 3'>Zakładka 3</a><br><a href='zakladka4.html' title='Zakładka 4' alt='Zakładka 4'>Zakładka 4</a><br><a href='zakladka5.html' title='Zakładka 5' alt='Zakładka 5'>Zakładka 5</a><br>");


stopka.js


document.write("© Copyright 2009 by ld, stopka, element staly");



Znajomość JS wymaga minimum, a właściwie tylko jednej funckji,:
document.write();
ktora to wyświetla na ekranie to co jej każemy. W przykładzie jest to zwykły tekst opatrzony prostymi znacznikami HTML.

Jak widać metoda jest bardzo praktycznym rozwiązaniem. Dzięki niej mając setki podstron nie generowanych automatycznie, możemy podmieniając jeden plik zmienić wygląd każdej z podstron.

Sposób jest prosty i powszechnie znany, ale mimo to, nie stosowany nawet przez tych, którym jets to potrzebne.

20091007

Jak praktycznie wykorzystać Mailing?

"W e-biznesie, tak samo jak w tradycyjnym potrzeba reklamy i kontaktu z klientem. W Internecie, wbrew pozorom mamy większe możliwości, bo mamy mailing, czyli możliwość wysyłania do swoich (potencjalnych) klientów wiadomości w formie e-mail. Nie chodzi o masowe wysyłanie swoich materiałów handlowych, zasypywanie bezsensownymi tekstami, czy po prostu o spamowanie.[...]"

Chcąc wyjaśnić i przybliżyć pojęcie mailingu i jego wykorzystania cytuję fragment mojej, jeszcze nie skończonej, publikacji na ten temat.

"[...]
Aby zrobić dobry mailing, musisz się trochę napracować, aby stworzyć sobie listę adresowa, czyli adresy e-mail internatów, którzy wyrazili zgodę, na otrzymywanie od Ciebie wiadomości.

Wręcz nie mądre byłoby sprzedawanie swojej listy spamerom lub samemu wysyłanie spamu, mając dość wąską grupę odbiorców zainteresowanych Twoją działalnością.

Mądrze wykorzystać swoją listę adresową a ogólniej mówiąc – mailing, to wysyłać internatom to, czego oczekują - a zazwyczaj w swojej skrzynce oczekują tego, na co zgodzili się, byś im wysyłał.

Czyli, co im wysyłać?
Możesz im wysyłac cokolwiek… Może nie dosłownie, bo nie wszystko ich interesuje i nie wszystko chcieliby czytac...

Ogólnie klientom/internatom(potencjalnym klientom) wysyła się:
- e-zin, czyli publikacje elektroniczne, takie odpowiedniki tradycyjnych czasopism;

- newsletter – czyli ściśle powiadomienia subskrybentów o nowościach, zmianach lub szerzej – wysyłamy im skróty artykułów, prezentacje produktów/usług;

- kursy internetowe (kursy e-mailowe) – potęga e-biznesu i często klucz do sukcesu – czyli kurs, a konkretnie internetowy, składający się z etapów/lekcji, z czego jedna lekcja to (zazwyczaj) 1 e-mail;

- to co pomiędzy – między lekcjami kursu, między powiadomieniami i wydaniami e-zin można wpleść własną (choć nie koniecznie) ofertę produktu lub usługi powiązaną z tematyką wysyłanych e-maili;


promowac swoje produkty można również podczas kursu (w trakcie lekcji), przy powiadomieniach, czy w artykule e-zin – wtedy Twój produkt MUSI być ściśle powiązany z tematem mailing, aby tworzył on integralną całość

Każdemu z powyższych pojęć zostanie poświęcony odrębny dział, gdzie temat zostanie dogłębniej poruszony a Ty dowiesz się więcej.

Wracając do szerokiego definiowania pojęcia mailing…
Jak już wspominałem mailing to nie spamowanie, to MĄDRE wykorzystanie listy adresowej.

Więc jak mądrze wykorzystac mailing?
Najlepiej założyc sobie CEL mailing. Jeśli jeszcze nie wiesz jaki może on być, to czekaj cierpliwie, a w dalszej czesci tej publikacji na pewno się dowiesz.
Krótko zestawiając – celem kursu, może być zarabianie na nim poprzez sprzedaż (płatne udostępnianie kursu), więc reklamowanie w nim reszty swoich produktów/usług jest podwójnym wykorzystaniem mailingu (tutaj kursu).

Można rzec, że to swego rodzaju ‘dwie pieczenie przy jednym ogniu’…
Czy to coś złego? NIE, jeśli nie przesadziliśmy.
Jeśli zamiast kolejnej lekcji kursu nie wysłałeś reklamy, tylko inteligentnie wplotłeś swój produkt w lekcje jako jej wręcz nieodłączny element, to możesz pochwalić się sukcesem.

Newsletter. Jego celem zazwyczaj jest poinformować subskrybenta (internaute, który zapisał się na listę) o nowościach na stronie, o nowych artykułach (można w e-mailu zamieścic jego fragmenty), o np. nowym dziale na Twojej stronie lub o Twoim nowym produkcie itd.

Jak mówiłem, celem jest poinformować, a celem informowania, jest przyciągnąć go na swoją stronę lub sprzedać (albo chociaż zachęcic do zakupu :)) mu produkt/usługę – mówiąc dość ogólnie.

Ogólnikowo, mając porównanie celów mailingu możesz go 'mądrze wykorzystać'.

W odniesieniu do powyższych przykładów, 'mądre wykorzystanie':
- to wysyłanie kursu, za który internauci Ci płacą;

- to informowanie subskrybentów o nowościach (ogólnie mówiąc), które mogą go zainteresować – a Ty zyskać;

- to wysłanie 'oferty handlowej', w której nie będziesz przedstawiał swojego produktu a KORZYŚCI, które może mieć Twój klient, jeśli go kupi


Frazę 'oferty handlowej' umieściłem w cudzysłowie, abyś przypadkiem nie pomyślał o spamie, czy bezsensownym wysyłaniu reklam a przedstawieniu klientowi KORZYŚCI płynących z posiadania Twojego produktu.


Definiując dalej pojęcie mailingu, chciałem przestawić jego niewątpliwie największą zaletę, czyli SKUTECZNOŚĆ.

W sieci nadal najpopularniejsza formą reklamy są te graficzne, czyli wszelkiego rodzaju bannery itp… Ich skutecznośc można różnie oceniac, w zależności od oczekiwań, od rodzaju kampanii, w stosunku do grupy odbiorców i jeszcze kilku innych czynników. Ogólnie badania pokazują, że klikalnośc wynosi do max 3%, w stosunku do 1000 wyświetleń. Częśc internatów klika przez przypadek, inna dlatego, że zainteresował ich slogan… Ale tak naprawdę, ilu z tych 3 procent może zainteresowac Twoja oferta? Ile osób z tych 3 procent mogą stac się twoimi klientami?

Jednym z czynników skuteczności reklamowej kampanii bannerowej jest właśnie grupa odbiorców – im grupa węższa, tym większe prawdopodobieństwo, że ktoś z tych 3% jest zainteresowany Twoimi usługami i być może będzie kiedyś Twoim klientem.

A teraz spójrz.
Przykładowo: Mamy 100 osób, które zapisało się na Twój darmowy kurs o tym ‘Jak stworzyć własną stronę internetową’
Mamy też drugie 100 osób, które weszło na stronę internetową, na której jest Twój banner reklamowy.

Zakładając, że strona gdzie się reklamujesz jest powiązana tematycznie z ‘tworzeniem stron internetowych’. Może to być serwis ze skryptami na witrynę, z hostingiem, domenami, itp.
Po co ludzie wchodzą na tego typu strony internetowe?
Obawiam się, że nie po to, aby sobie poklikac na reklamy, czy choc je pooglądac.

Dopiero, kiedy zmusisz internaute, aby kliknął, jeśli zainteresujesz go to zrobi czego chcesz (kliknie). Ale co dalej?
Dalej… sukces będzie dopiero, kiedy Twoja oferta go zainteresuje, albo lepiej, kiedy skorzysta z Twojej usługi/produktu – zapłaci za niego!

Tak więc mając 100 osób, które wejdzie na stronę i zakładając optymistyczną wersję, że 3%, albo nawet 5% kliknie w Twój banner, to zdobędziesz „aż” 5 osób, które wejdzie na Twoją stronę.

Tak wejdzie… Przyjmując, że żaden z nich nie opuści Twojej witryny szybciej niż po 40 sekundach, to masz 5 osób, które zainteresował kurs internetowy, który reklamowałeś na pewnej stronie.

Pomyśl, ilu z nich choc poważnie zainteresuje się Twą ofertą?
Ilu z nich dokona zakupu?
Ilu z nich Ci zapłaci?

Jednemu nie sodoba się czcionka na Twojej stronie, pomyśli, że jesteś amatorem i zamknie stronę. Drugi nie wie czym jest Twój produkt i mimo tego, że na stronie próbujesz to wyjaśnić to i on zamyka okno przeglądarki. Kolejny chyba wszedł przez przypadek, jak zobaczył, co sprzedajesz to się zdezorientował i uciekł. Czwarty osobnik jest zainteresowany, nawet przeszedł już do formularza zamówienia, ale niestety i on Cię porzucił. A co z internatom numer 5? Czy on wypełni formularz? Czy w ogóle zapłaci Ci? Może Twoja oferta nie jest wystarczająco przekonująca i numer 5 będzie chciał tu przyjść później (czyli już nigdy)?

Pomyśl...


A teraz wysyłasz kolejną lekcję (a właściwie sama się wysyła) 100 internautom, którzy zapisali się na Twój kurs ‘Jak stworzyć własną stronę internetową’. W treści tej lekcji mówisz im jak bardzo potrzebują np. płatnej domeny .pl (tutaj produktu, który sprzedajesz), przekonujesz ich, że bez profesjonalnej domeny nie mogą liczyć na sukces swojej strony…

Kiedy wzbudzisz potrzebe posiadania domeny, kiedy przdstawisz korzyści jakie daje domena możesz być pewien, że ok. 80% Twoich kursowiczów zainteresuje się Twoją ofertą.

Jeśli w odpowiednim momencie kursu (tutaj np. już pod koniec, kiedy to strona będzie publikowana) pokażesz im, ze masz cos czego potrzebują to możesz liczyc na pewne zainteresowanie.

Tutaj akurat tematyka przykładowego kursu ogranicza troche skuteczność oferty, gdyż wraz z kolejnymi lekcjami pewnie nie każdy Tworzy stronę i pod koniec nie każdy będzie ja posiadał a co za tym idzie nie będzie chciał jej publikowac (to logiczne), nie będzie też potrzebował domeny.

Ale i w tym przypadku, kiedy to połowa ze stu (czyli 50 :) ) podąża za twoimi wskazówkami i próbuje robic sobie jakas stronę, aż 80% może być zainteresowanych domeną. Daje Ci to 40 osób, które potrzebują domeny i są gotowe ją kupić właśnie od Ciebie.

Jeszcze nie wiesz, ile osób to zrobi, nie wiesz ile zyskasz, ale już na tym prostym przykładzie widac rożnice co do efektowności sposobu reklamy (banner vs mailing).

A wyobraź sobie innego typu kurs, gdzie każdy z kursowiczów może być zainteresowany Twoimi usługami. Wyobraź sobie, że masz 1000, albo 5 tysięcy adresów na swojej liście

Pomyśl, jakie możliwości daje Ci mailing, ten 'mądrze wykorzystany' mailing...


Wiesz, co jest jedną z przyczyn tak wysokiej skuteczności mailingu?
Uodpornienie się internatów na reklamy graficzne spotykane prawie na każdej stronie w sieci. Jedni blokują ‘wyskakujące okienka’, inni nie mają zainstalowanego odtwarzacza flash, a inni, ci najgorsi (i jest ich najwięcej) po prostu reklam nie widzą.

Nie, nie są ślepi, po prostu jakieś mrugające elementy na stronie już ich nie ruszają. Trudno zmusic ich do zauważenia takiej reklamy, a jeszcze trudniej zmusic do kliknięcia…

Natomiast w mailingu to Ty rządzisz, to Ty mówisz, co mają kupic i widzisz efekty swojej pracy.


Chciałbym abyś zrozumiał wszelkie różnice i mógł sam sobie powiedzieć, że mailing to klucz do sukcesu. Dalej powiem Ci, jak korzystac z tego klucza [...]"

20091004

Kto może zostać ebiznesmenem?

Odpowiedź jest prosta i jednoznaczna. Każdy, kto tylko CHCE może zostać ebiznesmenem.

Wprawdzie w praktyce liczą się przede wszystkim chęci…

Myślę, że osoby zafascynowane zarabianiem w sieci można podzielić na kilka grup. Każda z nich charakteryzuje się unikalnym i dynamicznym stopniem wtajemniczenia.

Pieniądze w sieci?

Wszystko dzieję się po kolei. Najpierw, często jeszcze jako bardzo młode osoby, dowiadujemy się o możliwości zarabiania w Internecie. Reakcja oczywiście sceptyczna. Młody człowiek znajduje się w pierwszej grupie wtajemniczenia. Każdy jest jeszcze niedowiarkiem i przypomina sobie jak mama powtarzała,
że tylko ciężką pracą można zarobić pieniądze.

Mama ma racje, ale oczarowany młodzieniec jeszcze o tym nie wie. I rozpoczyna się moment przejściowy. Rozmyślanie, marzenia, rzekome wiązanie przyszłości z siecią. Mimo, że ‘biedak’ jeszcze nic nie zrobił już czuje się milionerem…


I znajdujemy się w II grupie wtajemniczenia. Spotkamy tam zahipnotyzowane osoby, które potrafią już włączyć oraz wyłączyć komputer i próbują podjąć działania. Nie myślcie, że ci ludzie posiadają tak mało umiejętności. Oni potrafią również zagrać w Sapera i otworzyć wyszukiwarkę, a kiedyś nawet przez przypadek uruchomił im się FrontPage.


Z tych wszystkich doświadczeń najbardziej przydatna okazuje się zdolność otwarcia wyszukiwarki. BRAWO, bo cała reszta, która tego nie zrobiła zapewne już tego nie zrobi i do końca życia będzie miała krytyczne podejście do ‘zarabiania w sieci’. Mimo wszystko dobrze, że są takie osoby – konkurencja mniejsza…

Zatrzymajmy się jednak na tych, którzy poszli we właściwym kierunku. Teraz Google jest ich przepustką do sukcesu. I akurat to poprzednie zdanie radzę potraktować poważnie.

I w ten oto niespodziewany sposób wkraczamy w trzeci już etap wtajemniczenia. Dojście tutaj było tak naprawdę jednym z kluczowych momentów w całej drodze do sukcesu.

Cierpliwości…

Niestety znów ostra selekcja i to na samym wstępie. Odpada tutaj nawet do 50% ogółu. Część grupy, którą z góry skazałem na klęskę, wpisze kilka (max. 5) zapytań, z czego tylko na dwóch witrynach zatrzyma się dłużej niż 20 sekund (nawet do 1-2 minut). Z kolei grupa zwycięzców wytrwale będzie ślęczeć przed komputerem dopóki się nie zmęczy.

I tutaj, ku zdziwieniu, ci zmęczeni wracają drugiego dnia. Myśli przez całą noc chodziły im po głowie…

Najtwardsi znów szukają, trafiają na te same strony, czytają, próbują analizować. Starają się.


Pierwsze 'pieniądze'

Przychodzi wreszcie moment, gdy rejestrują się w ‘serwisie’ wysyłającym reklamy do użytkowników, którzy potem muszą na nie klikać i wpatrywać się
w nie. Po 5 dniach na kontach jest już 12-18 groszy. Szkoda, że można wypłacić pieniądze dopiero po przekroczeniu 50 złotych.

Dla twardzieli to żaden problem. Zawsze można poszukać serwisu spamującego, który oferuje bardziej atrakcyjne warunki.
To akurat nie było trudne, teraz członkowie grupy trzeciej mogą wypłacić pieniądze po uzbieraniu 20 zł. Dodatkowo prowadzą już dwa ‘biznesy’.

Na tym etapie panuje radość, pewność siebie i pełen szpan.

Wszystko co dobre szybko się kończy

Niestety, wszystko, co dobre szybko się kończy (przynajmniej tutaj). Nasi biznesmeni dostają dziennie 6-10 maili, poświęcają nawet do pół godziny dobowo na ich odczytanie, kliknięcie itd….

Po miesiącu zmagań skrzynka pocztowa robi się pełna a na obu kontach bohaterów jest już w sumie całe 3 złote. Na szczęście zapala się czerwone światło ostrzegawcze i trzeci stopień wtajemniczenia kończy się zamknięciem interesu.

Grupa czwarta, przyjmuje ludzi nieco podłamanych psychicznie. Część nawet nie zdąży się zadomowić a już się żegna.

Głos rozpaczy

Następuje teraz długa, czasem bardzo długa przerwa. Bankrut teraz powie sobie:

Interesują mnie komputery, chciałem abym mógł jakoś powiązać to
z pieniędzmi. Albo jestem do niczego, albo kasa w sieci do kłamstwo.

Może dopiero po roku, dwóch lub trzech latach część grupy czwartej wróci do szukania możliwości zarobku w sieci. Na właściwą stronę trafią ci, którzy (często nieświadomie) pogłębiali swoją wiedzę.

Posiadając jakieś umiejętności z zakresu wykorzystania potęgi Internetu
i możliwości komputera bardzo możliwe, że dotrzemy do miejsca, które odrzuciliśmy parę lat temu i zatrzymamy się przy nim na dłużej.

Niezbadana zagadka

Nie ważne, co stanie się dalej, ale śmiało można wkroczyć do piątej grupy wtajemniczenia. Tutaj przetrwamy początkowa fazę, jeśli trafimy na tajemnicze pojęcie PROGRAM PARTNERSKI.

Krok do przodu robimy również próbując uprzednio czerpać pieniądze
z webmasteringu i dziedzin podobnych. Dobrze, kiedy próbujemy pisać programy, uczymy się języków programowania itd. Zdobyta tutaj wiedza
z pewnością zaowocuje w przyszłości.

Wracając do czegoś, z czym nie wie, co zrobić grupa piąta, chciałem powiedzieć, że i oni zdobędą doświadczenie. Mowa oczywiście o zagadkowym programie partnerskim i wszystkim, co się wokół niego kręci (a przynajmniej części).


Nie wiedząc jeszcze, o co tu chodzi, członkowie bieżącej grupy zaczną się ocierać o całość. Zaczną czytać artykuły, e-booki, różnego typu publikacje. Działania będą prowadzić ich coraz dalej, wprawdzie nie od razu, ale daleko.

Ci, co dotrwali zaczną szósty stopień wtajemniczenia. Na tym poziomie zostali najlepsi, należy się im, więc odrobina odpoczynku. Teraz nawet przez kilka miesięcy będą oni poszukiwali czegoś, co może ich nauczyć i wprowadzić dalej.


Stosunkowo szybko dochodzimy do grupy siódmej. Kiedy jej członkowie zrozumieją już co to jest program partnerski, strona przynosząca zyski, reklama, AdSense, itp., rozpoczyna się okres eksperymentowania.

Lżej mają ci, którzy potrafią zrobić prostą stronę internetową, jeszcze bardziej ci, którzy mają jakiekolwiek pojęcie np. o php. Mimo wszystko doświadczanie na własnej skórze tego, co może nas spotkać w przyszłości to niezwykle przydatna rzecz.

Ćwierćfinał sukcesu

W ósmej grupie, praktycznym ćwierćfinale sukcesu, obieramy plan na nasz biznes. Poważnie podchodzimy do sprawy, staramy się zrobić wszystko jak najlepiej. Wiemy już, że wszystko to może mieć sens. Stworzyliśmy już stronę internetową, optymalizacja na wysokim poziomie, materiały gotowe czekamy tylko na start.

Owy start i dalsze prowadzenie 'działalności' należy do członków dziewiątej grupy. Ich biznes już chyba wypalił, oni nie śpią po nocach, zajmują się obsługą.

Nic nie straciłeś?

Kiedy wróciły Ci się WKŁADY możesz śmiało powiedzieć, że jesteś w 10 stopniu wtajemniczenia sukcesu do własnego ebiznesu. W najgorszym wypadku wyszedłeś na zero, ale nic nie straciłeś.

To co masz teraz to dopiero początek. Przeszedłeś zaledwie 10 stopni spośród nieskończoności.


W przyszłości mam zamiar publikować treści, które pomogą Ci w utrzymaniu ebiznesu, strony internetowej oraz które dostarczą Ci interesujących i praktycznych informacji.